Świadectwo

Bóg obrócił zło na dobro
„Pamiętam jeszcze dobrze, gdym swawolnym dzieckiem był, jak często ja mateczce mej boleści wieniec wił. Dziś ona w niebo wzniosła się do wybawionych dusz. O Jezu powiedz jej, żem Twoim już”
(słowa i muzyka Bogdan Pieczyrak)

Daję ci ostatnią szansę, synu. Musisz jeszcze raz spróbować leczenia odwykowego, a potem definitywnie skończyć z piciem. Zastanów się, co zrobiłeś ze swoim życiem? Mogłeś być cenionym i szanowanym artystą, a ty..?. – powiedział z wyrzutem ojciec.

Masz rację tato, spróbuję jeszcze raz – przyrzekłem.

Czytaj dalej…

 

To postanowienie zrealizowałem. Mając skierowanie na leczenie, udałem się w podróż do Ośrodka Odwykowego w Gorzycach. W Jastrzębiu musiałem się przesiąść i czekać na dalsze połączenie pół godziny. Pomyślałem, że mogę w tym czasie po raz ostatni napić się alkoholu. Zapytałem nieznajomego mężczyznę o położenie najbliższej restauracji oraz zaproponowałem mu, że napijemy się wspólnie. Wytrawnym okiem dostrzegłem, że drżał z przepicia. Na moje zaproszenie przystał tym chętniej, że jak się okazało był bez grosza. Po dwóch piwach odezwało się we mnie przemożne pragnienie, wręcz przymus picia. Kupiłem więc pół litra wódki, którą wypiliśmy razem w pobliskim parku. Niebawem dołączyło do nas trzech nieznajomych, przynosząc ze sobą następną butelkę. Wypiłem z niej tylko jeden kieliszek i straciłem przytomność. Okazało się, że do alkoholu dodano jakiś środek, aby mnie uśpić. Gdy po paru godzinach obudziłem się stwierdziłem, że leżę w samych slipkach i skarpetkach w dziecięcej piaskownicy, przykryty kawałkiem tektury. Mój bagaż, dokumenty, pozostała odzież oraz pieniądze zostały skradzione. W półmroku dostrzegłem kilkuletniego chłopca przejeżdżającego na rowerze, którego poprosiłem o zawiadomienie policji. Potrzebowałem pomocy, gdyż znalazłem się w obcym mieście bez pieniędzy i ubrania.

Dowieziono mnie do Ośrodka Odwykowego w Gorzycach w stanie skrajnego wyczerpania fizycznego i psychicznego. Tam w pierwszej kolejności poddano mój organizm odtruciu. Po paru dniach, gdy poczułem się lepiej, rozpocząłem analizować minione 18 lat mojego życia w uzależnieniu. Pod wpływem obrachunku z przeszłością, straciłem całkowicie chęć do życia. Po jakimś czasie, gdy mogłem samodzielnie chodzić, udałem się wraz z kolegą z sali na program wieczorny prowadzony przez misję chrześcijańską, wspierającą wysiłki na rzecz trzeźwości. Siedząc i słuchając relacji alkoholików o tym, jak zmagali się z nałogiem i jak Bóg pomógł im wyjść z tego uzależnienia – rozmyślałem równocześnie nad swoim życiem, nad swoją przeszłością. Wszystko widziałem teraz wyraźniej. W pełnym świetle zobaczyłem, co mogłem osiągnąć w życiu i jak wiele szans zmarnowałem.

Z domu rodzinnego wyniosłem bardzo miłe wspomnienia. Wychowywałem się w kochającej rodzinie, w atmosferze miłości i wzajemnego szacunku. Nigdy niczego mi nie brakowało. Byłem szczęśliwym dzieckiem. Z alkoholem po raz pierwszy zetknąłem się w drugiej klasie szkoły średniej. Piłem wraz z kolegami najtańsze wina, aby dodać sobie odwagi lub poprawić humor. Tak zacząłem przyzwyczajać się do picia. Po ukończeniu szkoły średniej rozpocząłem pracę, a niebawem też udało mi się zakwalifikować do występów na Festiwalu Piosenki Żołnierskiej „Kołobrzeg 77″. Mój występ był na tyle interesujący, że wkrótce otrzymałem propozycję pracy w Estradzie Lubelskiej, którą przyjąłem bez wahania. Pragnąłem żyć samodzielnie, wydostać się spod kontroli dorosłych. Teraz nareszcie będę wolny! – myślałem.

Początki pracy w Estradzie były bardzo pomyślne, jednak z każdym miesiącem pogłębiało się moje uzależnienie od alkoholu. Pomimo tego moim bliskim udało się zachęcić mnie do składania egzaminów na wyższe studia muzyczne w Warszawie. Zdałem i wraz z dwoma studentami otrzymałem stypendium z Ministerstwa Kultury na studia muzyczne w Sofii, w Bułgarii. Radość w domu była z tego powodu ogromna, tak jakby otworzyły się przede mną bramy raju. Po dwóch miesiącach kursu językowego, wyjechałem do Sofii i rozpocząłem studia na wydziale wokalno-aktorskim o kierunku śpiew operowy. Pedagog, pod kierunkiem którego studiowałem, przepowiadał mi wielką karierę wokalną. Ja jednak lekceważyłem swoje szanse. Wciągało mnie wesołe życie studenckie. Wysokie stypendium pozwalało mi szaleć niemal każdego wieczoru i mocno zakrapiać zabawę alkoholem. Następnego dnia czułem się źle i niejednokrotnie opuszczałem zajęcia na uczelni. Efekt był taki, że wprawdzie miałem absolutorium, lecz nie zdobyłem dyplomu.

W międzyczasie zdążyłem założyć rodzinę. Po powrocie do kraju zamieszkałem z żoną w Warszawie. Miałem szansę zaangażowania się do operetki lub Filharmonii Narodowej, jednak robiłem wszystko, aby wrócić do pracy w Estradzie Lubelskiej. W końcu dopiąłem swego, pomimo protestów i próśb żony i całej mojej rodziny. To też było przyczyną poważnego rozdźwięku w naszym małżeństwie. W końcu żona wniosła sprawę o rozwód. Uzyskaliśmy go z łatwością, ponieważ zgoda na rozwiązanie małżeństwa była obopólna.

Powrót do pracy w estradzie był początkiem mojego upadku. Wysokie zarobki wystarczały na codzienne, bezsensowne upijanie się. W efekcie nadużywania alkoholu już po roku miałem tak zniszczone struny głosowe, że nie mogłem dłużej występować jako wokalista. Zwolniono mnie z pracy. Przez jakiś czas zajmowałem się jeszcze organizowaniem imprez artystycznych i kolportażem biletów, jednakże po roku straciłem i tę pracę. Byłem zmuszony wrócić do domu. Wtedy żył już tylko mój ojciec, ponieważ matka zmarła wcześniej, gdy byłem związany z estradą..

Ojciec przyjął mnie z otwartymi ramionami, nie bacząc na życie jakie prowadziłem. Byłem już człowiekiem całkowicie uzależnionym od alkoholu. Codziennie musiałem się napić, a że nałóg utrudniał mi znalezienie pracy, zacząłem wynosić z domu i sprzedawać co cenniejsze rzeczy. Gdy ojciec się wreszcie zorientował kim jestem, postawił mi ultimatum –leczenie odwykowe lub opuszczenie domu. Wybrałem leczenie. W ten sposób znalazłem się po raz pierwszy w ośrodku odwykowym. Już po trzech tygodniach zostałem stamtąd wyrzucony za łamanie regulaminu. Wróciłem do domu i oznajmiłem, że jestem już wyleczony. Robiłem to, co wcześniej i ojciec wyrzucił mnie z domu.

Zamieszkałem u kolegi alkoholika. Był to kolejny etap w drodze na dno. Zobojętniałem na wszystko. Ogarnęło mnie ogromne zwątpienie i pustka. Nie zwracałem uwagi na swój wygląd, na higienę osobistą. Bez środków do życia wegetowałem przez trzy miesiące. Któregoś dnia zostałem odwieziony do szpitala. Po detoksie organizmu za zgodą ojca wróciłem do domu.

Przez parę tygodni udało mi się zachować trzeźwość, lecz w końcu alkohol zwyciężył. Bardzo szybko tym razem podjąłem decyzję o ponownym leczeniu, całkowicie świadomy faktu, że o własnych siłach nie jestem w stanie uwolnić się z nałogu. W ten sposób znalazłem się w Ośrodku Odwykowym w Gorzycach, gdzie pewnego dnia udałem się wraz z kolegą z sali na chrześcijański program wieczorny – o czym wspomniałem na wstępie.

Siedziałem, słuchałem pieśni i świadectw ludzi, którzy z Bożą pomocą zostali już wyrwani z tego strasznego uzależnienia, jakim jest alkoholizm. Byłem poruszony do głębi. Analizując swoje zmarnowane życie, dostrzegłem iskierkę nadziei! Uwierzyłem, że Jezus Chrystus może mi pomóc i zdecydowałem się poprosić Go o to. Zapłakałem, przepraszając Boga za moją przeszłość, za moje dotychczasowe życie.

Po zakończeniu spotkania długo jeszcze myślałem o tym, co się wydarzyło w moim życiu. Czułem jak w miejsce przygniatającego mnie ciężaru przeszłości, w moje serce wstępuje Boży pokój i radość. Następnego ranka obudziłem się jako zupełnie inny człowiek! Narodziłem się na nowo! Czułem się zaakceptowany przez Boga jako Jego syn. W przypływie radości chciało mi się śpiewać. Ale czy potrafię, przecież przez moją lekkomyślność straciłem głos – pomyślałem z żalem.

Podczas następnego spotkania z misją poproszono mnie o zaśpiewanie pieśni. Miałem ogromną tremę. Stało się jednak coś niesamowitego – chociaż nie śpiewałem już od dłuższego czasu, mój głos zabrzmiał jak za dawnych dobrych lat! Śpiewałem te przejmujące słowa: „O Boże, o Boże, Panie mój, nie pamiętaj, że czasem było źle…!” Bóg przywrócił mi głos w cudowny sposób, abym mógł odtąd wykorzystywać ten talent w Jego służbie.

Po ukończeniu leczenia powróciłem do domu jako całkowicie odmieniony człowiek. Ludzie znający mnie do tej pory, nie mogli się nadziwić zmianom w moim postępowaniu. Przeprosiłem ojca, rodzinę i wszystkich innych ludzi, których w jakikolwiek sposób skrzywdziłem. Ojciec początkowo nie dowierzał tym zmianom, ale z biegiem czasu utwierdzał się w przekonaniu, że Bóg mnie rzeczywiście zmienił. Cieszył się więc z odzyskanego „marnotrawnego syna”.

Na mojej nowej drodze nie jestem sam. Mam wielu przyjaciół, którzy podobnie jak ja zostali uratowani z nałogu przez Pana Jezusa. Teraz wspólnie kroczymy Bożą drogą, starając się pomagać tym, którzy jeszcze tkwią w nałogu. Podziwiam ogrom Bożej miłości, która dała mi szansę rozpocząć życie od nowa. Gdybym nie zbłądził, prawdopodobnie byłbym sławnym śpiewakiem operowym lub piosenkarzem, lecz kto wie, czy szukałbym Boga? Bóg jednak nawet grzechy i upadki potrafi obrócić na nasze dobro. Za to jestem wdzięczny mojemu Bogu i pragnę Go uwielbiać.

 

Lub posłuchaj mojego świadectwa w reportażu Głosu Ewangelii pod tytułem „Boguś”